„Evermore” (Sony), kolejna, po niedawno wydanej „Folklore”, płyta Taylor Swift to jakby sequel tej poprzedniej. Sama artystka podkreśla, że to album siostrzany. Równie oszczędny w formie, koncepcyjny, oparty na słodko-gorzkiej narracji, ale w trzeciej osobie. Delikatne muśnięcia strun gitary, smyczki i fortepian. W nieco baśniowej oprawie, jakby impresjonistyczne, historie o miłości, związkach, zdradzie i rozczarowaniu. Muzycznie więcej tu zmian tempa i popowych melodii. Kontynuacja, ale bardziej dojrzała i dopracowana. Wnikliwi znajdą też echa wszystkich poprzednich albumów Taylor Swift. Zresztą wnikliwość jest jak najbardziej wskazana. Każde odtwarzanie przynosi słuchaczowi nowe odkrycia. Kolorytu dodaje udział grup Haim, Bon Iver i The Nationals. Aaron Dessnerz z The Nationals jest współautorem sporej części piosenek i producentem większości.